Rasy i Bonsuy do nich

Opis systemu bonusów rasowych

System bonusów rasowych w naszej grze online pozwala na dynamiczne dopasowanie cech postaci w zależności od wybranej rasy. Każda rasa posiada unikalne premie, które wzmacniają jej naturalne zdolności i zwiększają odporność na różne typy obrażeń oraz przyznają dodatkowe punkty zdrowia, staminy i many. Poniżej opisano szczegóły bonusów dostępnych dla różnych ras.

Bonusy odpornościowe

  • Człowiek: +5 do odporności fizycznej i na zimno.
  • Elf, Wysoki Elf, Leśny Elf: +5 do odporności na ogień i energię.
  • Mroczny Elf, Drow: +10 do odporności na energię, +5 na truciznę.
  • Krasnolud, Górski Krasnolud: +10 do odporności fizycznej i na ogień.
  • Skalny Krasnolud: +15 do odporności na zimno.
  • Niziołek, Hobbit: +5 do odporności na truciznę.
  • Wampir, Dampir: +10 do odporności na truciznę i zimno.
  • Demon, Sukkub: +10 do odporności na ogień.
  • Driada: +5 do odporności na truciznę i energię.
  • PółElf: +5 do odporności fizycznej i na energię.

Bonusy zdrowia

  • Człowiek, Krasnolud, Górski Krasnolud, PółOrk, Duergar: +10 do zdrowia.
  • Skalny Krasnolud: +20 do zdrowia.
  • Wampir, Wilkołak: +15 do zdrowia.
  • Demon: +20 do zdrowia.

Bonusy staminy

  • Człowiek, Krasnolud, Elf, PółOrk, Duergar, PółElf: +10 do staminy.
  • Niziołek, Hobbit: +20 do staminy.
  • Wilkołak: +25 do staminy.

Bonusy many

  • Elf, Mroczny Elf, PółElf, Wysoki Elf, Szary Elf: +10 do many.
  • Gnom: +20 do many.
  • Demon, Driada: +15 do many.
  • Krwawy Elf: +25 do many.

Nasz system umożliwia graczom dokładne poznanie mocnych stron swoich postaci, co przekłada się na lepszą strategię i immersję w grze. Dobierz swoją rasę świadomie, by w pełni wykorzystać jej naturalne zdolności!

Nowy Początek

Nowy Początek

* Przechadzając się ulicami stolicy dostrzegasz grupę młodych ludzi między którymi Twoją uwagę przykuł starzec w pokaźnej siwej brodzie. Nie mając w tej chwili żadnych pilnych spraw na głowie przysłuchujesz się jego opowieści : *

Historia obecnego świata okiełznanego tajemniczością i dzikością rozpoczęła się stu laty po upadku wielkiego księstwa Brytania. Niegdyś potężnego i bogatego, cieszącego się sławą i spokojem… Dziś jedynie garstka starszyzny, która niebawem wyzionie ducha pamięta ów czasy nazywane “czasem pustki”. Kres wielkiemu księstwu przyniosła wielka wojna domowa spowodowana sporami o władzę. Po ciężkich i długich bataliach w gruzach legły mury najwspanialszych miast… Żniwo wojny zostało spotęgowane szerzącą się zarazą, która w mgnieniu oka wydzierała żywym istotom dech z piersi przeobrażając całe krainy w bezkresne pustkowia. Przesiąknięta krwią, poległych istot, ziemia nie rodziła już plonów. Ówczesne władze Brytanii stanęły przed trudną decyzją, gdy na krainę “blasku słońca” nadciągnęły ciemne chmury, niosąc ze sobą złaknione ludzkimi duszami Ponurych żniwiarzy, które pastwiły się na poległych duszach ofiar niegodziwych czasów. Przeobrażone w śmiertelne, pachnące siarką i zgnilizną krainy nie mogły być już zamieszkiwane, a nasilające się niebezpieczeństwo z strony plugawych istot pogrążały ocalałych w smutku, żalu i rozpaczy.

Władze ów spoczywały w rękach młodej Valerii, która wywodziła się z królewskiego rodu rządzącego księstwem od wielu pokoleń. W obliczu nieubłaganej zagłady księstwa i pewnej śmierci jego mieszkańców zadecydowała o kolonizacji nowych ziem… Ostatkami zapasów i ludzkich sił zbudowano wielką flotę morską, która wyruszyła nowym szlakiem pod opatrznością świecących gwiazd by osiedlić nowe tereny. Podróż była surowym sprawdzianem ludzkiej wytrwałości i wiary… Po wielu miesiącach wyczekiwań w końcu odnaleziono nowy ląd. Rozpoczęto budowę pierwszej osady, którą nazwano Linhal. Życie w małej wiosce szybko nabrało tępa, tak więc po upłynięciu kilku wiosen ulice stały się przepełnione ludzkim zgiełkiem i hałasem. Handel i zbiory plonów kwitły wypełniając spichlerze i niektóre sakwy mieszkańców po same brzegi. Podjęto wówczac decyzje o budowie stolicy, którą nazwano Valerą od imienia młodej władczyni, której to ludzie zawdzięczali ocalenie. Dawne czasy odeszły już w zapomnienie… kwestią czasu było powstanie nowego zakonu rycerzy, którego zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom stolicy. Stolica została ufortyfikowana a surowce na jej budowę jak i powstający nowy zakon dostarczane były z nowo odkrytego lądu na północy. Panowały tam surowe warunki tak więc do pozyskiwania i wydobywania surowców wykorzystano siłę więźniów i pojmanych orków, którzy zniewoleni pracowali pod nadzorem zakonu. Ukształtowały się dwie osady Barna i Guisula, gdzie zapieczętowane zostały losy pojmanych jeńców i zbrodniarzy…

Czasy te jednak nie zawsze były sielankowe jak opisuje historia. Wiele razy populacja przyszłej Linhali i Valery musiała skrzyżować swój oręż z rdzennymi mieszkańcami nowego kontynentu, broniącymi zaciekle swoich terenów. Brak porozumienia obu stron przyczynił się do powstania krwawej rzezi tubylczych plemion, w których drewniane włócznie, strzały i kamienne pociski były niczym w porównaniu z płytowymi zbrojami, tarczami i stalowym orężem najeźdźców. Biorące udział w potyczkach plemiona zostały starte bezlitośnie z powierzchni ziemi. Jedyną ocalałą wioską była Jorfa znajdująca sie na wyspie o tej samej nazwie, która poddała się bez rozlewu krwi, widząc przerastającą ją siłę zbrojną ludzi. Jorfa miała o wiele większe znaczenie dla stolicy aniżeli inne plemiona. Ludzie dostrzegli, iż tubylcy ci potrafią zniewalać orków. Tak więc w zamian za zachowanie swoich ziem Jorfa dostarczała egzotycznych wyrobów i zniewoloną orczą silę roboczą, która okazała się bardzo cenną dla ludności stolicy…

Żniwo wojny z tubylcami przyniosło jednak wiele ofiar… W obawie przed wybuchem następnej epidemii czarnej śmierci władze stolicy obarczyły trudnym zadaniem grupę uzdrowicieli, która miała za zadanie pozbywanie się ciał poległych ofiar. Grupa ta z czasem stała się otumanioną czarną śmiercią i chęcią zdobycia władzy organizacją nekromantów, która mieściła się w odbudowanej wiosce Azzan, gdzie dokonano największej krwawej rzezi podczas wojny z tubylcami. Dokonane tu rytuały, które wysysały siły życiowe z wszystkiego co żywe z czasem przeobraziły zielone tereny w czarne pustkowia. Trujące chmury i zalegające wszędzie rozkładające się zwłoki, z których sączyła się zgniła krew z czasem odcisnęły swe piętno na budowlach i pobliskich terenach. Zgłębiając tajniki śmierci i mrocznych rytuałów grupa nekromantów chciała zyskać na sile by przejąc władze. Zakon rycerzy jednak szybko rozpoznał grożące stolicy niebezpieczeństwo i zareagował błyskawicznie na próbę obalenia władzy. Szala zwycięstwa stanęła po stronie zakonu gdy poproszone o pomoc zostały kształtujące się na nowym kontynencie szkoły magii. Mroczni poplecznicy śmierci zostali zmuszeni do odwrotu w ciemne zakamarki Azzanu gdzie przysięgli zemsty i przejęcia władzy…

Minęło już wiele lat od wspomnianych wydarzeń. Nastał czas pokoju, a miasta rozrastały się w szybkim tempie. Na południu odkryto wyspę którą nazwano Talvania. Wyspa ta po oczyszczeniu z plemion ją zamieszkujących gotowa jest na przyjęcie w swe progi coraz bardziej rozrastającej się populacji Valery. Tak więc przyszłe losy naszej krainy należą do was moi młodzi bohaterowie…

* Kończąc swą opowieść starzec podrapał się po nosie i z lekkim uśmiechem poddał się ciążącym powiekom zapadając w głęboki sen. Młode towarzystwo rozpierzchło się tak samo jak Ty ruszając każde w swoją stronę… *

przygotowane przez Naz-a

Armageddon

Armageddon

’Pamiętam to jak dziś, choć miałem wtedy może piętnaście lat.. Dzień był słoneczny, sierpniowy, pachniało wszędzie latem. Ludzie wychodzili ze świątyń po południowych obrzędach, inni przechadzali się w cieniu drzew, jeszcze inni siedzieli w tawernach pijąc lekkie wino i rozprawiając o ostatnich wydarzeniach. Akurat zmarł był stary lord Monawon i nie wiadomo było, kogo dziedzicem ustanowił na swoich włościach, synów miał dwóch, Malakka i Jerta, jeden okrutny, lecz wojowniczy i do podbojów skory, drugi cichy, oczytany i sprawiedliwy.. Wielkie to miało na owe czasy znaczenie, bo akurat wojna się była szykowała między sąsiednimi baroniami i profit można było z niej mieć. Nikt jednak nie wiedział, że do wojny nie dojdzie, nie takiej przynajmniej jak się wszyscy spodziewali. Dnia owego świątecznego bowiem ziemia naraz się zatrzęsła niby pod kopytami tysięcy pancernych, a budynki chwiać się zaczęły i w gruzy obracać. Panika uderzyła w serca mieszkańców i wielki się uczynił nieporządek. Początkowo więcej zabitych było przez oszalały tłum niż przez wstrząsy ziemi. Ja się byłem schowałem w świątyni, jak zresztą wiele innych osób. Przybytek to był mocny, niejedną wojnę wytrzymał, więc i może gniew ziemi zdolen był znieść. No i zniósł, jak zresztą wiele innych. To były ledwie pierwsze wstrząsy, nic w porównaniu z tym co się działo potem. Piekliszcze wielkie, płomienie z serca ziemi, wichry z gór najwyższych, lodowe i mroźne, tajfuny morskie, ba! nawet rzeki zagotowały się i opar morderczy dopadał niebacznych zagrożenia… Już, już przechodzę do rzeczy. Otóż wstrząsy powtórzyły się w dwa dni później, i znowu w trzy dni potem, i dalej już cały czas ziemia gniew swój okazywała. Głupi ludzie jak zwykle nie umieli dojść do porozumienia, co czynić. Część chciała zostać w domach i chronić się w czasie wstrząsów w starych, mocnych budynkach wznosząc ciągle do bogów modlitwy błagalne. Inni radzili jak najszybciej opuścić miasto i szukać schronienia gdzie indziej. Ale i tu nie było zgody. Jedni chcieli ku górom uciekać, drudzy radzili do innych miast się schronić.

W międzyczasie dotarły do nas alarmujące wieści od zwiadowców patrolujących okolice miast. Widziano całe pochody inteligentnych bestii udających się jak najdalej od miasta. Pierwsze odeszły klany wojowników juka i meer, później demoniczne potwory z Hythloth, jeszcze poźniej smoki i wywerny z Destard. Ale nie tylko potężne bestie uciekały. Nasze domowe zwierzęta: psy, koty, ptactwo domowe – wszystko uciekało panicznie z miasta. W powietrzu czuło się grozę.

 Moi rodzice postanowili razem z innymi w stronę gór się udać. Naprędce spakowane wozy pospiesznie opuściły miasto gdy wstrząsy na chwilę zelżały. Początkowo poza miastem nie było bezpieczniej niż wewnątrz miejskich murów, ale jakimś cudem wszystkim udało się przetrwać drogę, choć nie raz i nie dwa któryś z wozów omal nie staczał się w rozpadlinę wywołaną wstrząsami. Po tygodniu ciężkiej wędrówki dotarliśmy do gór. Szczęście ogromne, że zapasów mieliśmy dużo, jako że po drodze nie napotkaliśmy niemal żadnych zwierząt. Drogi opustoszałe były – nawet bandyckie klany orków i szczuroludzi gdzieś przepadły i droga pod tym względem była spokojna i bezpieczna.

Po drodze dołączali do nas ludzie z mijanych przez nas wiosek, niemal jak jeden mąż wieśniacy zostawiali swe domu i wynosili się do gór. Mało kto zostawał, jeśli już to starcy i żebracy. Ci w sile wieku ruszali z nami, i jak się potem okazało, dobrze uczynili. Od nich też otrzymywaliśmy informacje o tym co się w świecie dzieje. Najogólniej rzecz ujmując – wszystko co żywe uciekało. W różnych kierunkach, jednak większość kierowała się na północ, tam, gdzie były góry. I my dotarliśmy w końcu do podnóża gór, a tam rozbiwszy prowizoryczny obóz radziliśmy co dalej czynić. Trzęsienie, jak wiedzieliśmy, przybliżało się powoli ku nam, więc nie mogliśmy tam zostać. Ustalono, by iść jak najgłębiej w góry. Nad ranem, gdyśmy już ruszali, dotarł do nas jeden uciekinier z miasta, wyczerpany i ledwo żywy. Od niego dowiedzieliśmy się o horrorze jaki dopadł miasto po wkrótce po naszym odejściu. Z rozpadlin wywołanych trzęsieniem wylazły na powierzchnię potwory i maszkary z piekła rodem, ulice zapełniły się strzygami, umarłymi i demonami. Mieszkańcy podjęli heroiczną, acz bezsensowną walkę i niebawem miasto zostało wyrżnięte do nogi. Dalsze losy miasta są nieznane, nikt już nigdy nie przyniósł dalszych wieści na ten temat.

Gdyśmy już wyruszali, zobaczyliśmy na niebie lecące stado gargulców; kierowały się one w głąb gór, jednak nie na północ, lecz na północny wschód. Pewien kapłan odziany na biało zaczął namawiać ludzi, by podążać tym szlakiem. Twierdził on, że gargulce to istoty nieporównywalnie inteligentniejsze od ludzi i o wiele mądrzejsze, o długoletniej tradycji i starożytnej kulturze. Kapłan radził iść za nimi. Natychmiast wywiązała się kłótnia i ponownie podzieliliśmy się – część poszła za kapłanem, pozostali ruszyli w głąb gór ufając swemu szczęściu. Ja z rodzicami byliśmy w grupie kapłana. Dwa dni niestrudzenie podążaliśmy tropem gargulców, jednak trzeciego dnia straciliśmy je z oczu. Znów nastąpiła kłótnia i rozłam: większa część naszej grupy chciała wracać i dołączyć do tych co poszli w głąb gór; pozostali natomiast chcieli na własną rękę podążać w kierunku, który wskazały gargulce. My zostaliśmy z tymi ostatnimi.

ścieżka była tylko jedna, więc nie było problemu z wyborem drogi. Wędrowaliśmy około czterech dni, gdyśmy odczuli, że temperatura się powoli zmienia. Było coraz cieplej, niektóre skały były wręcz gorące. W końcu dotarliśmy do wejścia do ogromnej jaskini. Przed nimi leżały szczątki wielu gargulców, niektóre spopielone, inne poszarpane, jeszcze inne zmiażdżone. Niektóre ciała były nadjedzone.

Wysłaliśmy naprzód grupę zwiadowców, wrócili oni po godzinie twierdząc, że wewnątrz jaskini leży więcej jeszcze trupów gargulców, jednak są też szczątki innych jakichś istot, których nikt nie potrafił zidentyfikować. Po krótkiej naradzie jednogłośnie postanowiono iść w głąb jaskini. Kapłan szedł na przedzie. Było niesamowicie gorąco, krwawe światło wydobywało się z rozpadlin, cienie nasze przybierały fantastyczne kształty. Stopniowo strach zaczynał nas opanowywać, jednak kapłan zdołał podnieść nas na duchu i namówić do kontynuacji wędrówki. Szliśmy spięci i zdenerwowani przez wiele godzin. Nic już nas nie niepokoiło, ciał żadnych więcej nie widzieliśmy. Nagle doszły nas dźwięki jakby bardzo głośnego szeptu. Wysłani zwiadowcy zobaczyli grupę kilku gargulców, poranionych i wyczerpanych stojących w półkręgu przed jedną ze ścian. Na środku pomiędzy nimi widać było słup białego, oślepiającego ognia. Jeden z gargulców inkantował coś, reszta to za nim powtarzała. Ich język był świszczący, syczący nieco i z pewnością był tym głośnym szeptem, który słyszeliśmy. Nagle – nieszczęście! Jeden z nas poruszył jakiś kamień. Który spadł z głośnym stukotem w rozpadlinę. Gargulce nagle przerwały rytuał, jeden z nich spojrzał na biały płomień, potem w naszą stronę. Jego oczy były czerwone jak rubiny, jednak nie było w nich gniewu. Był tylko smutek.

Nagle płomień raptownie powiększył się, w ułamek sekundy później potężny błysk oślepił nas. Kilku z nas, którzy zbyt wolno odwróciło głowy, na zawsze straciło wzrok. Usłyszeliśmy huk i łomot spadających kamieni, ziemia się zaczęła znów trząść. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem zwłoki gargulców przywalone kamieniami; biały płomień zniknął, a zamiast ściany na wprost nas był tunel. Na jego końcu widać było nikłe światełko. Szybko wróciliśmy po resztę grupy i podążyliśmy tunelem.

W końcu dotarliśmy do ruin miasta. Ono też ucierpiało w wyniku trzęsienia, jednak nie było całkowicie zniszczone. Ocalał niemal całkiem arsenał, jednak poza tym nic nie nadawało się do użytku. Szczęściem większość naszego dobytku zabranego z miasta ocalała.

W kilka dni po naszym zadomowieniu się tunel, którym tu przybyliśmy, zawalił się.

Część osób postanowiła wyruszyć z miasta by poznać lepiej świat, w którym przyszło nam żyć, lecz słuch o nich zaginął.’

Starzec skłonił głowę na piersi i cihco zachrapał. Księga wysunęła mu się z rąk i upadła na ziemię. Kątem oka dostrzegasz napis na jej grzbiecie:  Mekarian Crabro 'Kronika Podróży i Pierwsze Lata w Montorze.’

Mit o stworzeniu świata.

Mit o Stworzeniu Świata

Na początku było wszystko, i wszystko to było, co później było, i to także wtedy istniało,  czego później zabrakło. Spośród wszechbytu wyłonili się ci, co później odeszli, lecz owego czasu byli jeszcze i dawali chętnie swej mocy, tym co jej łaknęli i potrzebowali, i tym także co ani chcieli, ani potrzebowali, lecz którym przeznaczone było dostać. I podzielili owi, co mieli, między tych, którzy byli im podrzędni i poddani, i tak powstał pierwszy Porządek i pierwsza Harmonia. I obdarzający, i  ci, co dostali, żyli w pierwszym Ładzie, a Czas łaskawym spojrzeniem ich ogarniał i nie pragnął on iść szybciej aniżeli zmierzał, i łaskawym okiem patrzał na to co było, i co przyjść miało. Gdy chwila przyszła, spodobało się Pierwszym odejść, a to, co chcieli dać, powierzyli swoim następcom. Ci także pod czujnym, lecz nadal łaskawym spojrzeniem Czasu istnieli, a byt ich był niezakłócony. I mieli oni wolę, aby powstała Alma Mater, Żyzna Matka, aby dała początek temu co dziś w ograniczonej wiedzy nazywają Światem. I stało się jak chcieli, i powstał świat, i Dobra Matka doglądała by się rozwijał w pożądanym kierunku. I świat rósł, obrastał w nowe dary, które dostawał od Matki, i od Czasu, i od Harmonii, i od Porządku. I miała Matka życzenie świat uwolnić spod swej opieki, i stało się, jak Matka chciała. Przed odejściem jednak dała istnienie swoim dzieciom, i było ich sześcioro, i każde znało swe miejsce. Owe dzieci zaopiekowały się światem, swym starszym bratem. I zapragnęli oni napełnić swego brata życiem, i stworzyli wspólnie Życie, i stało się ono cześcią Świata, a Świat należał odtąd do życia. Jednak ta ingerencja młodszych z rodzeństwa w byt starszego brata, spowodowała  że Harmonia chwiać się zaczęła, i zmuszony był Czas powołać do bytu dwie córki swoje, i powstały one z jego części, i były to Wieczność i Śmiertelność, i pozostały one już na zawsze. I podzieliły się one władzą i wpływem na to, co było – Wieczność zamieszkała wśród  Sześciorga, a Śmiertelność stała się częścią Świata. I dała ona początek wszelkiemu istnieniu na Świecie, a Życie dało im moc by trwały. Jednak nie mogły one wyrzec się swej stwórczyni, i na zawsze były jej częścią, i wszyscy w niej zrodzeni nosili jej piętno, i zawsze było ono w nich, i nazwano owe piętno Śmiercią, i pozostała Śmierć razem z Życiem, i razem Światem kierowali. I stało się, że nowi władcy świata dali początek stworzeniom, co zamieszkały na Świecie, i wszytstkie one były  poddane i Życiu i Śmierci, a nad tym dwojgiem Śmiertelność opiekę sprawowała. I stało się, że wyrokiem Najwyższych ona była pierwsza w sile na Świecie, i wszystko co na Świecie powstało, z niej powstało, i wszelkie istnienie co zrodzone na Świecie, jest Zrodzone w Śmiertelności.